Ogłoszenie

Witamy, jeżeli się jeszcze nie zarejestrowałeś/aś, koniecznie się zarejestruj!

Nasze święta

Urodziny forum

Dzień rozdawania prezentów

Wiosenne kwiatki

Dzień wakacji

Magiczny dzień

Pożegnanie wakacji

Halloween

Mikołajki

Boże Narodzenie

Sylwester

Pogoda

Dzień

Przelotne opady deszczu

Temperatura: 9°C


Noc

Zachmurzenia

Temperatura: 2°C

Zasłużeni gracze

Kwiaty/Maskotka/Flaga forum

Kwiaty KAA

Twórca: Ginny

Flaga KAA

Twórca: Ginny

Team/Kontakt

 <3 Get yours @ CandieCoded <3

Admini:

Aya

e-mail: ada-forwzy2@o2.pl

gadu-gadu:

20530605


Kira

gadu-gadu:

2242746


Aki

gadu-gadu:

10466904


Podadmin:

Ginny

gadu-gadu:

12511996

Pamiętaj, z tego forum nie można nic kopiować, tematów, postów, pomysłów itd., itp. Jeżeli zostanie coś takiego zauważone niezwłocznie zgłosimy to do odpowiednich władz serwisu pun.pl Takie zachowanie może doprowadzić nawet do usunięcia strony...

#1 2009-06-02 21:17:56

 Aya

Prezydent miasta, Amu

20530605
Zarejestrowany: 2008-09-24
Posty: 3123
Punktów :   
Imię: Anastazja

Pełnia

Jest to następna część książek z serii zmierzch.
            Pełnia

Przed rozpoczęciem książki warto zaglądać na strony z piosenkami, które są umieszczone na dole stron. Mogą pomóc Ci wczuć się w rolę Belli lub innego bohatera.           

                    Księga I
                    ~*~
                    Bella
~*~
1. Dziwna wizja
Ten rok nie zapowiadał się dobrze od samego początku. Chociaż byłam już wampirem, czego bardzo chciałam, miałam Edwarda na zawsze i Renesmee. Jacob przyzwyczaił się już do innych wampirów, którzy tworzyli moją nową rodzinę. Wczoraj Alice miała wizje, którą z nikim nie chciała się podzielić, a Edwardowi zakazała mówić o niej. Oboje jednak byli bardzo przybici i kiedy tylko wchodziłam do pokoju oni natychmiast wychodzili. Jakby ta wizja miała coś wspólnego ze mną. Chciałam się dowiedzieć o co chodzi.
- Edwardzie, co się stało, bądź stanie? – zapytałam, gdy tylko zostaliśmy sami i jak zwykle chciał wyjść. Ja byłam nadal silniejsza od niego i zatrzymałam go.
- Nic takiego, kochanie – odpowiedział i zaraz mnie pocałował, ale to już przestało na mnie działać od dziś.
- Powiedz. To ma coś wspólnego ze mną prawda?- zapytałam niecierpliwie. Było jasne, że chce się mnie pozbyć.
- Nie, nie ma. – odpowiedział trochę innym głosem niż zazwyczaj, jakby czegoś się bał.
- Kłamca. – zakończyłam naszą rozmowę i wyszłam wolnym na wampira, ale szybkim jak na człowieka krokiem. Żałowałam, że nie mogę czytać innym w myślach jak Edward. I wtedy stało się coś czego nie mógł nikt inny przewidzieć. Ziemia zatrzęsła się, a ja upadłam na podłogę tak jakbym nie była wampirem. Następnie zobaczyłam białe światło i Jaspera zbliżającego się w moją stronę. Tak naprawdę tam go nie było. To wizja. Moja wizja. Więc nie miałam jedynego talentu. Otworzyłam oczy, bo uświadomiłam sobie, że miałam je zamknięte. Carlisle, Esme, Emmett, Rosalie, Edward, Alice i Jasper stali przede mną.
- Co się stało? – zapytał zaniepokojony Edward.
- Ja… ja… ja chyba miałam wizję. – odpowiedziałam naprawdę słabym głosem jak na wampira.
- Wizję?! – zwołali wszyscy bez wyjątku.
- Tak – odpowiedziałam silniejszym głosem.
- Co zobaczyłaś?- zapytał zaciekawiony Carlisle
- Jaspera.
- Oh! – Alice wydała z siebie dziwny odgłos i wybiegła z domu.
- Co się stało? – zapytałam
- Alice zobaczyła właśnie Ciebie i Jaspera w swojej wizji- odpowiedział cicho Edward.
- Mnie… i Jaspera?
- Mnie i moją siostrę? – teraz zapytał Jasper. Oboje byliśmy zdezorientowani.       
                2. Ucieczka

Następnego dnia Alice wróciła, a mnie nie nawiedziła żadna wizja. Szkoda, mogłabym się dowiedzieć czegoś więcej. Potarłam sobie delikatnie opuszkami palców skronie i czekałam. Wtedy po jakiejś dobrej minucie zobaczyłam białe światło i Jaspera, a obok niego stałam… ja. Całowaliśmy się! No tak tylko tego brakowało. Alice i Edward uwierzyli muszę porozmawiać z Jasperem. Otworzyłam oczy – dziwne Alice miała zawsze otwarte oczy. Może to kwestia przyzwyczajenia i nauczenia się. Nie wyszłam z pokoju tylko wybiegłam i poleciałam zaraz do Jaspera. Był na zewnątrz obok rzeki. Pewnie wybierał się na polowanie czy coś takiego.
- Jasper! – zawołałam, a on się obrócił. Spojrzałam na niego tak jak na Edwarda kiedy jeszcze byłam człowiekiem. To było spojrzenie uwielbienia… Zaraz co ja wyprawiam.
- Coś się stało? – zapytał jak zwykle spokojnie Jasper i przysunął się do mnie.
- Chciałam porozmawiać… - nie pozwolił mi dokończyć tylko pocałował mnie tak jak kiedyś Jake tylko, że teraz było mniej zachłannie, a ja odwzajemniałam to uczucie. To coś strasznego. Mam nadzieje, że Alice…
- OH!! – Nie tylko nie to Alice! Jasper się ode mnie oderwał i spojrzał na mnie zabawnie.
- Alice! To nie tak jak myślisz- próbowałam się wytłumaczyć.
- Nie?! Tylko tak jak widzę! – Tego tylko brakowało za Alice stanął Edward. Za pewne wiedział już co się stało. Spojrzałam w okno domu i zobaczyłam, że cała rodzina się przygląda temu. Nie pozostało mi nic innego jak ucieczka. Sprężyłam mięśnie i pobiegłam w stronę lasu z łzami na policzkach. Mam nadzieje, że Alice zobaczy mnie jak będę próbowała się zabić. I w tym momencie zobaczyłam białe światło. Głupie wizje. Ale to co zobaczyłam było przerażające. Volturi przygotowywali się do walki z moją dawną rodziną. Beze mnie sobie nie poradzą. Alec ich omami, a Jane… Uh nawet nie chce o tym myśleć. Następna scena była taka, że Alice kłóciła się z Jasperem, Edward był tak nieszczęśliwy, a Renesmee nie wiedziała co się stało.
- Chcę do mamy! – usłyszałam. Nie to nie mogło być w mojej wizji. Czyżbym słyszała myśli innych? Za dużo tych talentów nie chce ich!.
- Jak ona mogła mi to zrobić. – usłyszałam teraz Edwarda. Jasne był przybity. Miałam ochotę teraz ściągnąć tę powłokę, która mnie chroniła i pokazać Edwardowi, że nadal go kocham, a nie Jaspera. Nie mogłam się jednak na to zdobyć. Przeskoczyłam ogromny głaz i zatrzymałam się na chwilę myśląc. Może mogłabym zabrać Renesmee z domu. Słysząc myśli innych i widząc przyszłość i mieć zamknięty umysł. Tak, zrobię to. I zostawię przy okazji liścik. Nadeszła noc po długim dniu przygotowań. Liścik był krótki, ale zrozumiały:
    Zabrałam Renesmee w bezpieczne miejsce. Miałam wizje Volturi będą atakować. Być może jeszcze się kiedyś spotkamy.
PS Umiem czytać w myślach. Nowy talent i jestem pewna, że jak ukryję Renesmee Volturi chętnie mnie do siebie wezmą. Nadal was kocham.
   
Alice pewnie miała już wizję jak porywam Renesmee i jak Volturi atakują. Podeszłam do małego domku, w którym światło się nie paliło. Słyszałam myśli Renesmee, ale nikogo więcej. Więc mogę wejść przez okno. I tak zrobiłam. Rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie było prócz Renesmee. Wzięłam ją na ręce i zostawiłam liścik. Zerknęłam ostatni raz na ten dom i wyskoczyłam przez okno. W tym momencie usłyszałam myśli Edwarda i puściłam się biegiem. Miałam nadzieje, że Edward mnie nie dogoni. I wejdzie do domu. Tak jak myślałam wszedł do domu i przeczytał liścik. Nadal go słyszałam. Usłyszałam warknięcie, a potem zdziwienie.
- Czyta w myślach? Więc pewnie wie, że jestem wściekły. ( tak jakbym już wcześniej nie wiedziała powtórzył to). Odsłoniłam swoja powłokę, żeby powiedzieć mu co kolwiek.
- Daruj sobie i nie bądź taki zły. Nie powiem ci gdzie będę bo Aro to zauważy jak nic. – przestałam się już złościć i dodałam łagodnie – Kocham Ciebie nie Jaspera. – i zakryłam się ponownie powłoką. Usłyszałam jakby Edward zaczął mruczeć.
- Miło mi Cię słyszeć. – i zaśmiał się. O nie! Teraz będą wiedzieć gdzie jestem. Muszę znaleźć sobie jakieś miejsce. Postanowiłam, że polecę do Tanyi. Tam zostawię Renesmee i zacznę… Nie wiem co zacznę. Nowe życie lub opłakiwanie starego.
            3. Nowe umiejętności

Tanya przyjęła nas z godnością. A ja opowiedziałam, że Volturi  ponowie zaatakuje.
- Volturi? – zastanowił się Eleazar. – Ja mogę z wami ponownie walczyć.
- Ja nie będę walczyć.
- Ale bez ciebie przegramy. Zresztą dlaczego masz nie walczyć?
- Bo… ja… nie jestem już z Edwardem.
Wszyscy byli zdziwieni nawet ich myśli były zdziwione. Renesmee spała, więc nic nie słyszała.
- Więc, czemu tu jesteś? – zapytała Kate
- Żeby im trochę pomóc.
- I stworzyć własną armię?
- Nie…
- Zaraz to dobry pomysł- wtrąciła się Carmen. W tej chwili zadzwonił telefon i Carmen natychmiast go odebrała.
- To Carlisle – poruszyła ustami. – Przykro mi nie możemy wam pomóc. Mamy coś bardzo ważnego do zrobienia. Volturi nas też niepokoją. Przykro mi bardzo. Do widzenia Carlisle.
- Bardzo ważnego? – zdziwiłam się
- No tak. Musimy zrobić armię. Taką jak poprzednio.
- Ale…
- A z twoimi umiejętnościami na bank wygramy.
- Uważaj ze słowami bo gdy tylko ktoś mówi umiejętność natychmiast mi się powiększają – zażartowałam
- Umiejętność.
- Umiejętność.
- Umiejętność.
- Umiejętność.
- Umiejętność.
- Umiejętność.
- Umiejętność.
- Umiejętność.
Powtarzali to bez końca. Kilka razy na godzinę, aż wreszcie się doczekali. Leciała piękna melodia i zaczęłam do niej przyśpiewywać. Zdziwiłam się jak dobrze mi to wychodziło. Inni byli po prostu zahipnotyzowani.
- I'll seek you out. Flay you alive . – była to spokojna piosenka. Tanya, Eleazar, Carmen i Kate byli jak zahipnotyzowani i, gdy powiedziałam do Carmen, żeby przyniosła mi Renesmee odezwała się tak:
- Proszę, pani. Czy mogę coś jeszcze dla pani zrobić? – to było dziwne, jakbym była jakąś królową czy coś. Wyłączyłam radio. A oni powrócili na ziemię.
- Nic wam nie jest?
- Nie, a czemu miało być? – zapytała Carmen już normalnie
- Przedtem powiedziałaś do mnie per pani. Jakbym już była królową.
- Ooh. Teraz już pamiętam. Tak ładnie śpiewasz, że nas zahipnotyzowałaś. Jejku to naprawdę pomocne. Nie długo będziemy mieć cała Volterrę dla siebie.
- Myślisz, że będziesz w stanie pokierować całą armią wampirów? – zapytał Eleazar. Najwidoczniej i jemu ten pomysł przypadł do gustu.
- Ja… Chyba… - teraz pomyślałam, że mogłabym uratować wszystkich Cullenów.  – Tak będę w stanie pokierować całą armią wampirów.
- I na to liczymy. Co proponujesz królowo?
- Po pierwsze nie nazywaj mnie tak. Po drugie nic nie mówmy Cullenom. Po trzecie trzeba zebrać armię liczę na was.
- Robi się.- odpowiedzieli chórkiem i złapali za telefony. Ja wzięłam swój i wybrałam numer do Jacoba. Odebrał po drugim sygnale.
- Bella?
- Tak, to ja. Chcę tylko prosić cię, żebyś chronił Cullenów.
- Tylko to?
- Tak tylko to i Renesmee i ja może nie długo wrócimy tylko nie mów nic Cullenom.
- Rozumiem. – rozłączył się.
- Bello. Wszyscy się zgodzili i jeszcze dzisiaj do nas dołączą co teraz?
- Czekamy na nich.
Już po godzinie wszyscy byli w niewielkim błękitnym salonie Tanyi.
- Kiedy pójdziemy do Cullenów?- zapytała Zafrina Tanyę.
- Kiedy będzie na to odpowiedni czas – odpowiedziałam jej ja.
- Więc rozumiem, że to ty tu rządzisz.
- Tak, ona ma bardzo duże zdolności. Potrafi czytać w myślach… - powiedziała Tanya.
- Widzi przyszłość… - domówiła Carmen
- Hipnotyzuje swoim głosem… - domówił teraz Eleazar
- Iii… Potrafi się obronić przed atakiem umysłowym. – zakończyła Kate
- Jejku. Można się ciebie teraz bać. – powiedział Stefan, i zaraz się uśmiechnął. Nie potrzeba było mieć zdolności czytania w myślach, żeby zgadnąć co myślał. Naturalnie chciał pokonać Volturi. Było teraz tu dużo więcej osób niż poprzednim razem. Zauważyłam, ze jest tu o co najmniej dwa klany więcej. Jeden był z Francji. Przewodnicząca była bardzo miła a na imię miała Fleur. Razem z nią była Mistral. Obie urocze dziewczyny. Mistral mogła przywoływać różne zwierzęta, które potrafią latać. Drugi klan był z Niemiec. Przewodniczącym był Edmund – chłopak o czarnych włosach. Razem z nim była Elektra i Harvey. Tanya obiecała mi, że będzie nas więcej, ale dopiero podczas walki. Coraz więcej osób jak tylko mnie zobaczyło to powtarzało słowo umiejętność jak jakieś zaklęcie. Niestety mieli rację bo to pomagało nowym umiejętnościom pokazać się. Moim ostatnim talentem było to, że mogę spowodować trzęsienie ziemi. Wszyscy się cieszyli, że miałam tak wielkie umiejętności – ja niezbyt to mnie napawało lękiem.
- Bello ile zostało nam czasu na przygotowania? – zapytała się mnie Tanya.
- Hmm… Myślę, że jakoś tak… około dwóch tygodni.
- To sporo czasu. – pochwalił Eleazar.
- Myślę, że trzeba będzie wymyślić strategię.- powiedziała Kate
- Ja myślę, że coś mam. Zbierzcie wszystkich do salonu.
Po pięciu minutach wszyscy byli w salonie.
- Co mamy teraz robić?- zapytała Zafrina
- Teraz ustalimy strategię. – odpowiedziałam – Nie możemy się pokazać nikomu ani Cullenom ani Volturi, że tam jesteśmy. Powiększę swoją powłokę i nikt nie będzie mógł odczytać naszych myśli. Gdy dam wam znak możecie wyjść i pokażemy, że nie jesteśmy sami. Spowoduję trzęsienie ziemi co przerazi Volturi. Jest już pewne, że chcą zniszczyć Cullenów, ale będą mieli to utrudnione. Jeżeli coś pójdzie nie tak to będziecie musieli się pokazać. Okrążymy Volturi z każdej strony, a wilki nam pomogą.
- Super! Wilki też będą pomagały! – ktoś skomentował za pewne Edmund.
- Daj spokój Edmundzie. – uspokajała Elektra.
- Ja nic nie mówię. Tylko, że ostatnimi razami miałem dużo do czynienia z nimi.
- Jeżeli chcesz się wycofać zrozumiem – zaoferowałam.
- Nie! Jasne, że nie. Pomogę wam.
- Cieszę się.
        4. Ostateczne przygotowania
Tydzień później miałam wizję.
- Bitwa będzie na polanie baseballowej… Cullenów. – nagle to nazwisko z trudem przechodziło mi przez gardło. To tak jak wtedy kiedy straciłam Edwarda, kiedy byłam człowiekiem.
- Chyba musimy tam lecieć już dziś jeżeli chcemy tam zdążyć całą grupą – powiedziała Kate i wskazała na wszystkie wampiry w pomieszczeniu.
- Masz rację, Kate. Musimy się rozdzielić na kilka grup. Tanya, Eleazar, Kate i Carmen polecą ze mną. Fleur, Mistral, Edmund, Elektra i Harvey wy razem. Zafrina, Senna, Garett, Charlotte, Peter. Następni Siobhan, Liam, Meggie, Benjamin i Tia. A później Mary, Randall, Stefan i Vladimir.
- Okey – zgodzili się wszyscy.
Już za trzy dni wszyscy znaleźli się w Forks zwarci i gotowi. Postanowiliśmy być w lesie niezbyt blisko polany, ale tak, żeby widzieć co się dzieje. Długo nie musieliśmy czekać. Za pewne Alice szacowała tyle samo czasu. Dwa dni po naszym przybyciu Carlisle z Emmettem przeszukiwali las. Nas oczywiście nie znaleźli. Zafrina z Senną miały swoje sposoby na zmienianie zapachu na zwierzęcy. Niestety wszyscy po tym pachnieliśmy jak ryby z niedźwiedziami. Blee. Ale nie tym się przejmowaliśmy tylko tym, że już wszyscy z Cullenów zebrali się na polance. Musiałam rozszerzyć swoją ochronę na wszystkich oprócz Cullenów. Jak dobrze, że nie było tu z nami Renesmee. Tak jak obiecałam została u Tanyi z jej koleżanką, która nie chciała brać udziału w walce, ale bardzo nam pomagała. Miałam ochotę podbiec do Edwarda i mu wszystko wyjaśnić. Ale nie mogłam tego zrobić i im i mojej armii. Tanya wspominała o jakichś wampirach, którzy tu będą.
- Co z tymi wampirami? – spytałam szeptem Tanyę.
- Zbliżają się więc bądź gotowa do przyłączenia ich pod osłonę.
- Okej.
Został tylko 1 dzień.
- Wszystko jasne? –zapytałam moją armię
- Jak słońce! – odpowiedzieli chórem
- Ciii.
- Ups.
                    5. Bitwa
Cullenowie zebrali się i ustawili jak do skoku. Musieli coś wyczuć. Usłyszałam ich myśli.
- Zbliżają się. – ostrzegł Carlisle ale tylko Edwarda.
- Nareszcie. – wyczuł to też Emmett.
W następnej chwili wolnym krokiem charakterystycznym dla Volturi przybyli.
- Witajcie ponownie – powitał ich Aro
- Witaj, mój stary dobry przyjacielu. – odpowiedział grzecznie Carlisle. – Co was tu sprowadza tym razem?
- Dobrze wiesz, Carlisle. Chcemy was zniszczyć. – Jasne, że tak nie powiedział na głos, ale usłyszałam to w jego myślach i Edward syknął.
- Ktoś złamał prawo.
- Kto? – zapytał Jasper
- Bella. – Aro odpowiedział krótko.
- Nie ma jej tu. Wyjechała. – Edward nie bronił mnie tylko powiedział, że mnie tu nie ma. Zauważyłam zaraz, że Jane szykuje się na Edwarda i Jaspera. Musiałam rozszerzyć swoją powłokę. Jane natychmiast zareagowała na to miną i myślami.
- Jasper ma nowe moce. – odpowiedział jej Edward.
Jane na to mogła już tylko zaśpiewać. Nigdy nie śpiewała, być może nauczyła się tego tak jak ja. Zaczęła tą władczą piosenkę  bardzo ładnie, ale ja nie wytrzymałam i musiałam jej przerwać trzęsieniem ziemi. Natychmiast przerwała.
- Co to?- usłyszałam kilka razy. Jane zaczęła ponownie śpiewać. Trzęsienie nie pomogło, to i ja zaczęłam śpiewać. Moja pieśń była głośniejsza. Jakby roznosiła się po całym lesie. Zareagowali na nią tylko wrogowie. Umiałam już ją tak kontrolować, żeby działała tylko na tych, na których zechcę. Przez śpiewanie musiałam wyjść z ukrycia, bo wszyscy Culleni byli przerażeni i zarazem zdziwieni. Dałam znak, że moja armia może wyjść. Otoczyła wszystkich Volturi. Kazałam kilku osobom rozpalić ognisko, a Volturi mieli wejść w płomienie. Nie mogli się oprzeć mojej władczej piosenki. Kiedy pierwszy z nich wszedł w płomienie – Aro uświadomił sobie co robi i zaczął krzyczeć. To było okropne i przerażające. Nie miałam ochoty tego słuchać ani na to patrzeć. Zasłoniłam sobie oczy rękoma.
                6. Królowa

Nie zdejmowałam powłoki, gdyż bałam się co myśli Edward. Cos skłoniło mnie, żebym opuściła ręce i wtedy go zobaczyłam. Stał metr przede mną i patrzył na ogień i palących się wampirów. Przysunęłam się do Edwarda i zarzuciłam mu ręce na szyję. Nie zareagował. Był ciągle zły. Zdjęłam ręce z jego szyji, a on złapał mnie w talii. Jak dawno nie czułam jego ust na moich. Długo się całowaliśmy, aż wreszcie, jak to miał w zwyczaju, odepchnął mnie od siebie bez ostrzeżenia.
- Długo Cię nie było.
- Wiem.
-Co z Renesmee?
- Jest z koleżanka Tanyi. Przylecą tu jutro.
- Od jak dawna masz takie zdolności?
- Zbyt dużo opowiadać.
Culleni jeszcze nadal trochę oszołomieni podeszli do nas bardzo wolno. Zdjęłam już powłokę z nich i słyszałam ich myśli.
- Ona ich zabiła.
- Pokonała Volturi.
- Nasza nowa królowa.
- Bella zamiast Volturi.
Itp. Nie wiedziałam o co im chodzi z tą królową. Nie zrobiłam nic takiego, właściwie to sami się zabili.
- Bello, nasza królowo… - zaczął Carlisle
- O co wam chodzi z tą królową.
- Bello, pokonałaś wszystkich Volturi i teraz zasłużyłaś sobie, żeby być królową.- teraz powiedział Edward.
- Nie! – zbuntowałam się. A oni byli tacy przerażeni.
- Ktoś musi mieć władzę.
- Więc niech wasza rodzina na tronach Volturi zasiądzie.
- My nie zabiliśmy Volturi. Pomyśl Bello. Renesmee może zostać księżniczką…
- A ty królem. O to ci tylko chodzi? Tylko po to mnie ratowałeś kiedy byłam człowiekiem? Alice widziała wizję jak zabijam Volturi. A nie jak przemieniam się w wampira. – nagle wszystko stało się jasne. W tych poprzednich latach kiedy byłam człowiekiem Edward mnie śledził, udawał , że mnie kocha, zrobił ze mną dziecko, poślubił mnie i ratował mnie tylko po to, żeby być królem. Jego rodzina mogła być wtedy królewską rodziną. Nikt się już nie odezwał, a ja straciłam możliwość czytania w myślach, ale tylko na chwilę.
- Nie, Bello to nie tak.
- Nie oszukasz mnie, Edwardzie. – zdjęłam pierścionek i oddałam mu go.- proszę weź go. – Oh jakie to było straszne, a jego mina. Nie Bello on jest kłamcą. Szykowałam się do wybiegnięcia w las, gdy jego ręka zatrzymała mnie. Nie mogłam się wyrwać. Zrobił się nagle silniejszy. Pocałował mnie, ale bardzo zachłannie. Nie mogłam go odepchnąć. Coś jakby ogień lub piorun nas rozrywał. Czy tak kończy się miłość wampirów? Czy tak będzie? Czy już nigdy się nie spotkamy? Czy znowu powie te słowa? Będzie tak, jakbyś mnie nigdy nie poznała. Może to ja powinnam powiedzieć to? Piorun już rozszarpał nas, a ja powiedziałam:
- Będzie tak, jakbyś mnie nigdy nie poznał. – łza zakręciła mi się w oku. Zauważyłam, że Esme też zbierało się na płacz i Rose również. Bo to oznaczało koniec naszej przyjaźni.
- Tylko obiecaj mi coś. – odezwałam się
- Wszystko – odpowiedział cicho Edward.
- Nie popełnij samobójstwa i bądź ostrożny. Wiesz czym może to się skończyć, a Volturi już nie ma. Jestem tylko ja. Jak sam powiedziałeś.
- Jak sam powiedziałem… - wiedziałam, że mnie nie posłucha. To było pewne, ale może… Stało się teraz tak jak rok temu. Tyle, że to ja zerwałam.
- To jest koniec, a Renesmee idzie ze mną. Bo… będzie tak, jakbyś mnie nigdy nie poznał. Choć… lepiej by było, gdybym zabiła Renesmee, ale tego nie mogę zrobić.
Edward wytrzeszczył oczy.
- Jutro pożegnasz się z nią. – wiedziałam, że już dłużej nie wytrzymam i przytuliłam się do niego ostatni raz i rozpłakałam na dobre. Zaraz oderwałam się od niego i pobiegłam w las zostawiając ich wszystkich na polanie. Z jednej strony mogli się cieszyć z drugiej mogli płakać, bo stracili swoją straż. Volturi nigdy nie istniało, a ja tym bardziej.

            7. Koniec końców

Całymi dniami zajmowałam się Renesmee i ćwiczyłam śpiewanie. Nie wyjechałam z Forks. Oddaliłam się tylko trochę. Chciałam ciągle widywać Jacoba. Między innymi dla niego nie mogłabym zabić Renesmee i zabiłabym wtedy, aż cztery osoby. Po pierwsze Renesmee, po drugie mnie, po trzecie Jake’a i po czwarte tego, który nie wie o moim istnieniu. Kiedy pewnego dnia weszłam do lasu i zaczęłam śpiewać ( wiedziałam, że jeśli zacznę śpiewać w domu to sąsiedzi się połapią co jest grane) usłyszałam najpierw swoją kołysankę , a potem przepiękną piosenkę . Piosenka mówiła o tym co czuł Edward, a przynajmniej to co chciał mi pokazać. Nie mogłam tak tego zostawić. Może to mój umysł to wytwarzał, ale pobiegłam za piosenką. Trafiłam na polanę, na którą Edward mnie zaprowadził. Wspomnienia wróciły, a ja znowu się rozpłakałam. Nigdy nie będzie tak, jakby mnie nie było. Zapragnęłam wrócić do Edwarda. Rozbrzmiała ponownie kołysanka. Nie wiem czy była jeszcze moją kołysanką. Może Edward znalazł sobie inna wampirzycę. Poleciałam do domu Cullenów. Nikt mnie nie wyczuł, a ja zobaczyłam Edwarda siedzącego przy pianinie, a obok niego siedziała wampirzyca - może to Esme lub, któraś z jego sióstr. Tak jak myślałam. Może to nie ja myślałam. Może to były myśli Edwarda. Kołysanka zaczęła weselić się. Niestety mnie ona nie bawiła. Biegłam do lasu, a kołysanka zmierzała już do końca. Wróciłam na polanę i usiadłam na niej. Usłyszałam jakiś ruch, szept, fale. Nic nie robiłam sobie z tego. Próbowałam się wyciszyć. Ale tu nagle coś się poruszyło. Może to jakieś zwierzę? Nie sądzę, że to jakiś inny wampir. Wilkołak? Nie. To coś zatrzymało się i przyglądało mi się. Tak mi się zdawało przynajmniej. I rzuciło się na mnie.
            8. Niespodzianka       
   
- Witaj, Bello! – usłyszałam dobrze znany mi chichot dzwoneczków.
- Alice!
- Tak to ja!
- Nie powinno mnie tu być.
- Czemu? – zasmuciła się. – To Edwarda miałaś nie widzieć.
Kołysanka ponownie zabrzmiała.
- Ah to. – zorientowała się Alice. – Edward ćwiczy grę na pianinie i śpiewanie. Kiedy ty zaczynasz on nie może przestać. Teraz jest tak głośny jak ty. To wszyscy uciekamy. Hehehe.
- Więc jednak powinnam się stąd wynieść.
- Nie! Dzięki tobie teraz nie przychodzą tu ani inne wampiry ani wilkołaki. Niestety o innych stworach tego niemożna powiedzieć.
- Innych stworach?
- Ups. Edward zakazał mi o nich przy tobie mówić.
- Więc wiedział, że ciebie spotkam.
- Ups. Za dużo gadam. – cała Alice. Zaśmiałam się i ona również.
- Dlaczego Edward zakazał ci o nich mówić przy mnie?
- Ponieważ zaczęły krążyć przy twoim domu. Boi się o ciebie.
- Miał o mnie zapomnieć a nie bać się o mnie.
- Ty też o nim pamiętasz.
- Ja to ja on to on.
- No tak, znam tę zasadę. Edward cię tego nauczył co?
- Co? Nie…
- Oh no przyznaj się chcesz do nas wrócić.
- No…
- Wiedziałam! Zaczekaj tu. – i poleciała w las. Ja zaczęłam się denerwować. I tym razem to nie była Alice. To było coś czarnego. Jak widmo. Nie na pewno mi się tylko zdawało. Nie ma czegoś takiego jak widmo. Chociaż w wampiry i wilkołaki nie wierzyłam. A teraz jestem jednym z nich. Czekałam w spokoju, gdy usłyszałam myśli Alice i … eh Edwarda. Zaraz to nie był Edward to był Jasper. Jasper? Alice wróciła z Jasperem i była zadowolona z czegoś.
- Bello. Oddaję ci Jaspera.
- Co?!! Co?! Co?
- Tak. Tak. Tak. Możesz go sobie wziąć. Skoro się kochacie. Ja wezmę Edwarda.
- Co? – nie mogłam powrócić do rzeczywistości. Alice zamieniała się ze mną Jasperem na Edwarda? Za nic. Nie zgadzam się. Edward jest mój. Boże jaka ja jestem zapominalska.
- Bello?
- Tak?
- Bello. Czy zostaniesz moją dziewczyną? – Zapytał się Jasper.
- Hmm… Tak. – odpowiedziałam z zawahaniem.
- Nie. Alice. Ona woli Edwarda.
- Przecież wiem. – Alice złapała mnie za rękę.
- To tak się traktuje królową?
- Oh. Wybacz mi pani.
- Tak lepiej.
Alice jednak pociągnęła mnie w stronę swojego domu. Otworzyła drzwi i od razu zawołała Carlisle’a i Esme.
- Carlisle. Esme. – natychmiast się pojawili. Lekko zadziwieni i zadowoleni.
- Patrzcie kto tu jest! – krzyczała Alice
- Bello! – ucieszyła się Esme i zaraz mnie przytuliła.
- Witaj królowo w naszych progach. – powitał mnie Carlisle, ale i on mnie przytulił.
- Proszę. Nie mów tak do mnie.
- Co cię do nas sprowadza? – zapytał się Carlisle
- Chciałam…
- Chciała u nas zostać – dokończyła za mnie Alice.
- Nie! Chciałam prosić, aby Rosalie zajęła się Renesmee.
- Czemu? – teraz zeszła Rose
- Bo… ja. Ja jadę szukać jakiejś osoby co mnie z chęcią zabije.
- Co??!! – nie miałam czasu odpowiadać. Usłyszałam jak Edward zrywa się i zaraz tu będzie. Wybiegłam na dwór do lasu. Miałam nadzieje, że Edward mnie nie dogoni. Był coraz bliżej. Tylko 30 metrów nas dzieliło. 29, 28, 25, 15, 20,25,30,35… Nagle odległość między nami się zwiększała. Ale wcale nie na długo. Przebiegł na skróty i musiałam go ominąć, bo był już przede mną. Zostawię Renesmee w domu, a sama pojadę do Tanyi. Jeżeli tam mnie nie zabiją to przejadę cały świat, żeby znaleźć tę osobę. Edward nie dawał za wygraną. Gonił mnie nawet w samolocie. Na szczęście nie zdążył kupić biletów na ten samolot co ja i musi poczekać co najmniej pół godziny. Może sobie daruje w końcu. Przyleciałam. Teraz wystarczy, że pobiegnę do domu Tanyi i zapytam się. Biegłam przez 30 min. Edward być może już doleciał.

                    ~*~
            Rozdział Edwarda
                    ~*~
                9. Pogoń
Doleciałem na miejsce. Mam nadzieje, że Bella nie dotarła jeszcze do Tanyi. Biegłem coraz szybciej jak tylko mi się udało. Kiedy dotarłem do Tanyi Belli już tam nie było.
- Edward! – zawołała Tanya
- Była tu Bella?
- Tak, ale…
- Powiedziała dokąd teraz idzie?
- Tak. Do Zafriny. Nie wie czy ją znajdzie. Chcesz ją znaleźć?
- Tak.
- Pobiegnij za jej zapachem.
Wybiegłem z domu Tanyi bez pożegnania i tropiłem. Tropiłem zapach Belli. Ale… Nagle się urwał. Poczułem za to zapach tej ryby z niedźwiedziem. Jeżeli chcesz mnie wykiwać Bello to ci się to nie udaje. Podążyłem za tym zapachem. I zobaczyłem Bellę. Naturalnie wiedziała już, że tu jestem. Znalazła Zafrinę i Sennę i z nimi rozmawiała.
- Co ta Bella wyprawia? – usłyszałem myśli Zafriny- Nigdy jej nie zabiję.
Bella natychmiast pobiegła dalej. Na co czekasz? – skarciłem siebie samego. Ruszyłem za nią. – Może chcesz ją zabić?- myślałem. – Rozstała się ze mną. Miała prawo. Powinienem to przyjąć z godnością, a tu latam za nią, żeby się nie zabiła. I kto tu powinien obiecywać. Czuję się teraz jak Bella, kiedy ja ją zostawiłem.
Następną osobą, którą dopadła Bella był klan z Francji. Potem był klan z Niemiec. Długo u nich nie zabawiła, bo gdy tylko odmówili jej leciała dalej. W końcu zostali jej tylko Stefan i Vladimir. Oni ją przyjęli i chyba się zgodzili. O nie! Zobaczyłem palący się ogień i stojącą Bellę.
Biegłem co sił i wpadłem na nią. Nie pozwalałem jej się ruszyć, próbowała się wyrwać.
                Księga II
                    ~*~
                    Bella
                    ~*~
                10. Powtórka
Stałam już przed ogniem i miałam zamiar w niego wkroczyć, gdy coś miękkiego na mnie wpadło. Edward przygwoździł mnie do ziemi. Próbowałam się spod niego wydostać, ale moje wysiłki szły na marne. Edward w końcu wstał i pomógł mi również wstać, ale nie puszczał mnie.
- Edwardzie, puść mnie! – zażądałam
- Żebyś mogła się spalić? Nigdy.
- Dobrze. A jak obiecam, że nie wejdę do ognia?
- Na co obiecasz?
- Na…- chciałam powiedzieć na swoje życie, ale na pewno by mi nie uwierzył. – Na Charliego.
- Hmm… Zgoda – powiedział i puścił mnie.
- Wiesz, chyba nigdy nie będzie tak jakby mnie nie było.
- Ani tak jakby mnie nie było.
Pocałowałam Edwarda. Poczułam jakby coś nas połączyło tak jak wtedy rozerwał nas piorun tak teraz połączyła nas nitka. To było takie dziwne uczucie. Edward wcale tego nie czuł.
    Następnego dnia byliśmy już w domu u Cullenów. Właśnie przekraczałam próg domu kiedy Edward mnie złapał i zaniósł do swojego pokoju. W czasie drogi krzyczałam, żeby mnie postawił. Położył mnie na łóżku, które stało jeszcze w jego pokoju i wyszedł z pokoju zamykając drzwi za sobą. Usłyszałam graną melodię i poczułam, że moje powieki zaczynają mi ciążyć. Nigdy nic mi nie ciążyło i nie męczyło. Chyba zasnęłam… Wampiry nie mogą spać! Auć. Coś mnie ukuło miejscu gdzie moje serce nie biło. Może umarłam już. Może Edward chciał mnie zabić osobiście.
                11. Wielki dzień
Moje oczy otworzyły się łagodnie.
Leżałam w ciepłym łóżku, od kilku minut dygocząc i łapczywie łapiąc powietrze. Nie mogłam uwolnić się od snu, który mnie nawiedził. Niebo za oknem przeszło z szarości w barwę bladego różu. Próbowałam uspokoić bicie mojego serca. Boże moje serce biło! To wszystko to sen? Taki ładny, a zarazem okropny. Wstałam natychmiast z łóżka jak przystało na mnie chwiejąc się. Podbiegłam do mojego kalendarza i spojrzałam na datę. O jejku! To dziś jest mój ślub!
    Wszystko co było w moim śnie powtórzyło się do momentu, w którym była druga bitwa z Volturi. Na szczęście miałam tylko jeden talent. Ten co miałam na początku snu. Bez wizji, bez czytania w myślach, bez trzęsień ziemi i bez śpiewania. Tylko samokontrola i samoobrona. Ja nie zabiłam Volturi i nie zostałam królową. To Esme znalazła dopiero teraz swój talent. Mogła kazać zrobić kilku osobom co jej się żyw nie podoba. Ten talent był podobny do mojego ze snu. Tylko, że bez śpiewania. W rzeczywistości kiedy doszłam do tego momentu ze snu, w którym już pogodziłam się z Edwardem ponownie zabrał mnie do domu. Scena ponownie się powtórzyła. Leżałam na łóżku i słuchałam piosenki. Byłam przygotowana już na swoją śmierć – szybką i łatwą. Zasnęłam, być może, że umarłam. Nic nie czułam.
Znów powróciłam do ślubu. Znowu umarłam. Ślub, śmierć, ślub, śmierć… nie liczyłam ile razy mi się to powtarzało. Było to nie do wytrzymania. Ile czasu minęło już? Lata? Wieki? Czy tak wygląda śmierć wampirów? Bo jeśli tak ma wyglądać to już mi się znudziła. Obudziłam się, ale chyba tym razem naprawdę. Byłam na łóżku Edwarda. Wciąż piękna, ale… ciepła i moje serce bije. Pobiegłam do łazienki. Mój krok był nadal cichy, ale już nie tak szybki i zgrabny. Co się stało? Może to kolejny sen? Zerknęłam w lustro. Byłam blada, piękna, ale na tą bladość wkradła się barwa różu. Co to ma znaczyć? Jest jakiś sposób, żeby wampir stał się żywym? Spojrzałam jeszcze raz w lustro. Przyjrzałam się sobie. Byłam tak piękna jak Renesmee nawet jeszcze piękniejsza i moje oczy… znowu brązowe. Skoro moje serce bije to znowu się starzeję. Do łazienki weszła Alice.
- Witaj śpiąca królowo! – przywitała mnie, a ja wykrzywiłam minę – królowa. Wzdrygnęłam się na sama myśl.
- Jeszcze się nie obudziłam. – szepnęłam.
- Ależ oczywiście, że się obudziłaś. Kurczę. Wiedziałam, że to nie jest najlepszy sposób. Edward widział o czym śniłaś. W czasie tej przemiany zerwałaś na jeden i pół dnia swoją powłokę.
- W takim razie, ile spałam?
- Trzy dni. Tyle ile trwa przemiana człowieka w wampira. Tyle, że ty teraz jesteś pół wampir pół człowiek…
- Tak jak Renesmee.
- Tak. I jesteś równie piękna jak ona. Myślisz, że się już obudziłaś?
- Nie, nie do końca.
- Uh. Edward! – Alice zawołała Edwarda i wyszła z łazienki ciągnąc mnie na dół. Nagle poczułam, że jestem bardzo zmęczona, jakbym wcale nie spała trzech dni tylko zaledwie 15 minut. Alice zaciągnęła mnie na kanapę. Gdy tylko zobaczyłam Edwarda odpłynęłam. Obudziłam się w tym samym miejscu tyle, że przykryta kocem. Był to pierwszy dowód, że nie śnię. Moja głowa stała się obciążona pytaniami. Otworzyłam oczy jeszcze raz i rozejrzałam się dookoła. Zobaczyłam Alice stojącą do mnie plecami i rozmawiającą z Carlislem. Był tam też Edward z Jasperem. Nie czułam się najlepiej. Chciałam jeszcze trochę pospać. Nie wiedziałam co się stało. Chyba nie jestem znowu w ciąży? Nie na pewno nie. Edward podszedł do mnie razem z Alice. Nie wiem jaką miałam minę, ale Edward od razy zapytał:
- Masz pewnie pytania.
- Tak. – odpowiedziałam jeszcze trochę słabym głosem, ale odchrząknęłam ( miałam dość dużo pytań) i zaczęłam od najważniejszego – Co się stało z Renesmee i gdzie jest?
- Renesmee jest bezpieczna. – odpowiedział wymijająco.
- Czyli gdzie? – nie dawałam za wygraną.
- Czyli z Rose. Masz inne pytanie? – zapytał szybko.
- Co tak naprawdę się stało?
- Najpierw miałaś sen, który rozpoznałaś. Potem był ślub. - uśmiechnął się na wspomnienie tego – Esme podarowała nam wyspę. Zaszłaś w ciążę. – teraz ja się uśmiechnęłam, za to on spochmurniał. – Urodziłaś Renesmee i stałaś się wampirem – coś mi się tu nie zgadzało, ale słuchałam dalej – Odwiedzili nas Volturi w sprawie Renesmee – teraz oboje skrzywiliśmy się – Odkryłaś swój talent i pokonaliśmy Volturi. Po paru dniach Alice miała wizję i Jasper pocałował cię. Odeszłaś do Tanyi w tym czasie Esme odkryła swój talent. Może teraz kazać komuś coś zrobić. Volturi znowu przybyli teraz do ciebie i Tanyi. Esme wszystkich zabiła. Potem ogłosiłaś, że nigdy cię nie było. Chciałaś się zabić to cię zacząłem szukać. No i resztę znasz.
- Nie, nie do końca znam. Czemu teraz jestem pół-wampirem?
- No bo… widzisz… możesz teraz iść na studia do Dartmouth.
- A wcześniej nie mogłam?
- Oh Edwardzie powinieneś jej powiedzieć prawdę – wtrąciła się Alice
- Jaką prawdę?
- Dzięki, Alice.
- Nie ma za co. – uśmiechnęła się i zaraz dodała- jeśli ty jej nie powiesz to ja jej powiem.
Edward rzucił jej wściekłe spojrzenie.
- Okay, okay. To chociaż powiedz jej jak mogła wyglądać inaczej ta przemiana. – Alice zobaczyła u Edwarda niechętne spojrzenie i wskazała na siebie z uśmiechem.
- Oh, dobra. Powiedz jej to.
- Świetnie. Wiesz ta przemiana, którą zastosowaliśmy na tobie to polegała na tym, żeby najpierw cię uśpić. Edward wykorzystał twoją kołysankę. Mogło to się zupełnie inaczej skończyć. Gdybyśmy cię nie uśpili to byś mogła tego nie przeżyć. Z otwartymi oczyma widziałabyś wtedy więcej niż swój sen. Więcej to znaczy jeszcze nas i mogłabyś zwariować. Pod koniec przemiany byś zasnęła i… już nigdy byś się nie obudziła. – Alice coś musiała ukrywać. Czemu ciągle przede mną coś ukrywają. Nie jestem już tylko człowiekiem. Może to już z przyzwyczajenia. Często cos przede mną ukrywali. Ale nadal nie wiem czemu zmienili mnie w pół człowieka i pół wampira. Postanowiłam, że będę drążyć ten temat później.
    Za kilka dni wyjechaliśmy całą rodziną do New Hampshire. Osiedliliśmy się w dużym domu. Można by powiedzieć, że była to willa cała biała. Była bardzo podobna do poprzedniego domu i naturalnie w lesie. W środku salon był biały z drewnianą ciemną podłogą. Kuchnia była równie jasna. Na górze mieściły się pokoje Alice i Jaspera, Emmetta i Rose, Esme i Carlisle’a i Edwarda i mój. Mój i Edwarda pokój był chyba największy i bardzo ładny. Podłogę miał z ciemnego drewna, a ściany były czerwone. Pokój Alice i Jaspera był w odcieniach zieleni i niebieskiego, a pokój Emmetta i Rosalie był w złoto-czerwono-biały. Urządzenie domu oprócz kolorów wcale się nie różnił od poprzedniego. Edward przez cały tydzień mnie nie pocałował. Nadal był obrażony? To raczej nie możliwe. A może?
12. Piękno tworzy pary, ale czy aby nie fałszywe?
Nadszedł dzień, w którym miałam po raz pierwszy iść do college’u. Alice ubrała mnie w niebieską tunikę i czarne wąskie jeansy. Włosy upięła mi w luźno zwisające dwa kucyki związane czarnymi gumkami. Sama ubrała się w czerwoną letnią sukienkę. Włosy miała rozpuszczone. Edward miał na sobie czarną koszulę i granatowe jeansy. Ustaliliśmy, że każdy pojedzie osobnymi samochodami ( a Edward nie stawiał żadnych sprzeciwów to było do niego nie podobne). Alice w żółtym porshu, Edward w srebrnym volvo i ja w swoim czerwonym ferrari. Pierwsza jechała Alice potem ja i na końcu Edward. Musiałam jechać bardzo szybko, żeby Edward na mnie nie wpadł, a w dodatku mnie jeszcze popędzał. W ciągu 10 minut byliśmy już na miejscu. Nikt z nas nie wysiadał. Zaczęło zbierać się coraz więcej studentów i Edward w końcu wysiadł ze swojego volvo. Alice ze swojego porsha. Ja jeszcze chwilę posiedziałam w samochodzie, a studenci zaczęli się gapić na mój samochód. Wysiadłam i usłyszałam parę osób jak wzdechnęło. Nie wiem jak Alice mnie umalowała, bo nie pozwoliła mi zajrzeć do lustra, ale chyba jest nieźle. Dołączyłam do Alice i Edwarda. Chłopacy oglądali się za mną i gapili na mój samochód, jakby był czymś unikatowym. Potem spojrzeli na moich towarzyszy i trochę ich rozczarowało to, że ze mną jest taki wspaniały chłopak, ale była też Alice. Podszedł do nas nawet ładny chłopak.
- Cześć! Jestem Ivans.
- Hej! Ja jestem Alice, to mój brat Edward i Bella.
- Jakie macie pierwsze lekcje?
- Wszyscy biologię.
- Serio? Ja też. – Edward nie zachwycił się tym. Objął mnie w talii.
- No to spotkamy się na lekcji. Pa.
- Pa.
- Spójrzcie tam! – zawołała Alice. Wskazywała na żółty plakat. Nie widziałam co tam było napisane.
- Co tam jest? – zapytałam.
- Raczej nie chcesz wiedzieć co. – odpowiedział Edward. Domyśliłam się co może tam być napisane.
- Jakaś impreza?
- Nie jakaś tam, tylko koncert. Mają śpiewać najzdolniejsi studenci. Prawda, że przyjdziemy?
- Nie…
- Myślę, że to może być całkiem fajne. – spojrzałam na Edwarda zaskoczona.
- Ale…
- Żadnego ale. – przerwała mi teraz Alice bardzo zadowolona.
- Dobra. Kiedy będzie? – mruknęłam bardzo cicho, ale i tak Alice i Edward to usłyszeli.
- Za trzy dni o 18. – odpowiedział Edward.
- Świetnie. – odpowiedziałam. Myślałam, że będzie trochę później np. za tydzień, żebym mogła się jakoś wykręcić.
- Zobaczysz będzie fajnie. – pocieszał mnie Edward.
Lekcje minęły szybko i miło. Poznałam wielu kolegów. Koleżanki nie były tak zachwycone moja obecnością. Łatwo było zgadnąć dlaczego – bo byłam najpiękniejsza w szkole. Nie czułam się z tym najlepiej, ale Edward mnie pocieszał. Chłopacy nie byli zachwyceni obecnością Edwarda, a dziewczyny bardzo. Wróciliśmy do domu i ja poszłam do pokoju mojego i Edwarda. Położyłam się na łóżku wyczerpana. Wtedy ktoś zapukał do drzwi.
- Mogę wejść? – to chyba był Jasper
- Tak. – potem jednak się zastanowiłam i pomyślałam, że to nienajlepszy pomysł. Usiadłam na łóżku, a on usiadł obok.
- Masz ochotę na spacer? Chciałbym ci coś opowiedzieć i zaproponować.
- Hmm… - zastanowiłam się chwilę – Okey.
Pożałuje tego na pewno. Wyszliśmy na dwór. Świeciło akurat słońce. Jego skóra zaczęła się błyszczeć. Moja tylko połyskiwała. Weszliśmy do lasu.
- To co chciałeś mi opowiedzieć?
- Esme się zgodziła więc mogę ci to powiedzieć. Kiedy spadała z klifu myślała tylko o śmierci. Chciała umrzeć i umarła. Ale po jakimś czasie zaczęło dziać się z nią coś dziwnego. Kiedy nadchodzi pełnia Esme zawsze udaje się wtedy na polowanie. – przerwał.
- Chyba nie zmienia się w wilkołaka?
- Niee – uśmiechnął się. – nie w wilkołaka, ale kiedy światło słońca przez księżyc pada na nią zaczyna znikać. Kiedy jest niewidzialna instynkt podpowiada jej, żeby polowała. Dlatego wtedy staje się niebezpieczna i udaje się do lasu. Z tego powodu nie lubi bitew i walczyć. – znowu przerwał
- Jej – skomentowałam – dlaczego powiedziałeś, że Esme zgodziła się?
- Nie wszyscy to wiedzą. Edward, Carlisle i ja wiemy. Teraz i ty wiesz.
- To jest jakby tajemnica?
- Tak. Esme mówi na nią mroczna tajemnica, bo to dzieje się tylko w mroku. Nie chce, żeby wszyscy to wiedzieli, bo boi się, że przestaną się do niej odzywać. Ale nam to nie przeszkadza. – znowu przerwał – Nie boisz się?
- Boże wszyscy się o to mnie pytają. Nie, nie boje się. Chociaż myślałam, że używasz swojego talentu.
- Nie. Nie używam chciałem sprawdzić czy Edward mówił prawdę. Ma rację niczego się nie boisz.
- Kiedy raz już umarłeś i ożyłeś to czego masz się bać? – zaśmiał się. Tak cudownie się śmieje. Tylko nie to. Przysunął się. Można się spodziewać co zrobi. Ale nie. Nie pocałował mnie. Objął tylko w talii. Powiał zimny wiatr i zadrżałam.
- Chciałeś coś mi zaproponować. – przypomniałam mu.
- Tak. Myślisz, że wolisz być wampirem czy pół wampirem?
- Raczej wampirem. Zaraz. Proponujesz mi, że możesz zmienić mnie z powrotem w wampira?
- Tak. To jak?
- Hmm… Muszę się zastanowić. Oczekujesz czegoś w zamian?
- Nie.
Nastała chwila ciszy.
- Nie musisz mi teraz odpowiadać…
- Podjęłam już decyzję. Chcę być… wampirem. Kiedy mnie zmienisz?
- Kiedy chcesz.
- Niech będzie za trzy tygodnie. Chcę wygrać ten konkurs piękności, który jest w college’u.
- He He. Okey.
- Wracajmy już do domu.
- Tak jest.
Zawróciliśmy. Puścił moją talię i ruszył do przodu. Szedł tak szybko, że musiałam biec za nim. Nagle w połowie drogi zatrzymał się. Poczekał na mnie. Dotarłam do niego.
- Co je… - nie dokończyłam. Bardzo szybko mnie objął, że aż zaparło mi dech i pocałował. Nie całował zachłannie tylko spokojnie, a ja odwzajemniłam to znowu. Nienawidzę go, ale tylko w teorii bo w praktyce go kocham. Ciekawe co wywoływało to u mnie. Chcę jednocześnie Edwarda i Jaspera. Muszę któregoś wybrać. Poszliśmy dalej do domu i tym razem już mnie nie pocałował. W domu Edward chciał porozmawiać na osobności z Jasperem. Oh! Już wie. Powiedziałam, że pójdę do pokoju, ale tam nie poszłam. Weszłam do pokoju obok. Był to chyba pokój Alice i Jaspera. Wyjrzałam na korytarz bardzo cicho. Zobaczyłam Edwarda. Miał cos w ręku. To klucz. Zamknął drzwi od naszego pokoju. Chciał mnie zamknąć! Nigdy tego nie robił, a przynajmniej nie wiedziałam. I nie zorientował się, że nie ma mnie tam. Musi być naprawdę wkurzony. Zeszłam na dół, bo tam oni poszli.
- Dlaczego znowu to zrobiłeś?  -usłyszałam Edwarda
- Nie wytrzymałem. Bracie wiesz jak ona pachnie.
- Wiem, ale to cię nie usprawiedliwia. Emmett nie pocałował jej.
- On może się kontrolować. Albo dlaczego nie powiedziałeś jej o Esme?
- Powiedziałeś jej?! – Edward co raz bardziej był zły. Wiedziałam, że nie powinnam się w to mieszać, ale chciałam uspokoić trochę Edwarda.
Edward był odwrócony tyłem patrzył w okno. Podeszłam do niego powoli i oparłam swoją rękę na jego ramieniu. Odwrócił się.
- Bello… - powiedział cicho
- Uspokój się Edwardzie. To nie jego wina.
- A czyja?
- Natury. – nie wiem skąd przyszła mi ta odpowiedz, ale wiedziałam, że jest poprawna. Edward za nie mówił. Wpatrywał się we mnie tymi złotymi oczyma.
- A tak propos czemu nie powiedziałeś mi o tajemnicy Esme?
- Dobrze wiesz czemu. – chyba go tym pytaniem rozgniewałam, bo jego głos zaczął drżeć.
- Nie, nie wiem. Żeby mnie chronić nic nie mówiąc? – coś lub ktoś pociągnął mnie za rękę. Jego ręka była silna i bardzo zimna. To chyba Emmett. Ręka pociągnęła mnie do jakiejś piwnicy.
- Hej! Co jest?
- Chciałbym ci coś powiedzieć za nim cię tam rozszarpią. – tak to Emmett.
- Czemu tutaj?
- Bo tu nikt nas nie usłyszy. – zachichotał i zaczęłam się bać. Mam przebywać sam na sam z silnym wampirem w ciemnej piwnicy i w dodatku nikt nas tu nie usłyszy. Usiadłam na czymś miękkim. To chyba fotel.
- Dobra, co chcesz mi powiedzieć?
- Żebyś się zastanowiła nad czy na pewno chcesz zostać wampirem, a nie pół wampirem. Pomyśl dlaczego Edward zmienił cię w pół wampira.
- Powiedz dlaczego.
- Pytałaś się go może kiedyś czy mu nie brakuje tego ciepła twojej skóry i zapachu i miękkości? Otóż zaczęło mu brakować twojego zapachu. Zresztą nie podzielał tego, żebyś przestała żyć. Tak to żyjesz, masz swój zapach i jesteś ciepła.
- Kiedy go pytałam niczego mu nie brakowało.
- Jest wyśmienitym kłamcą.
- Wiem. – oboje zaśmialiśmy się nastała chwila ciszy.
- To co, chcesz cos jeszcze powiedzieć. – zapytałam przerywając ogłuszającą ciszę.
- Więc… - zaczął. Bardzo dużo wampirów zaczyna, a potem nagle przerywa swoją opowieść. Może to sprawka Edwarda? Ciągle zataja przede mną jakieś informacje. – Więc znasz najwięcej opowieści o przeszłości naszej rodziny. Znasz nasze tajemnice. Chciałem ci opowiedzieć moją przeszłość jak zostałem wampirem. – Emmett był naprawdę poważny. Zdziwiło mnie to, że chce być ze mną szczery.
- Wiesz już, że to Rosalie przyniosła mnie do Carlisle’a z lasu niby po ataku niedźwiedzia. – przerwał. Przetwarzał jakieś informacje, tak żeby nie powiedział o czymś za dużo. – był to 4 maja o 7.50. Miałem wtedy 18 lat. Wszedłem do szkoły i ruszyłem do klasy. Byłem najsilniejszy w klasie. W ogóle w szkole. Podszedłem do mojej paczki. Była to najgroźniejsza i najsilniejsza paczka w całej szkole. Byli tam moi koledzy i jedna dziewczyna, a ja byłem ich szefem. Jeden zaproponował mi zakład i jego po przemianie pierwszego dorwałem. – zadrżałam. – Miałem wejść bardzo głęboko do lasu, a na znak, że tam byłem miałem przynieść jakiś grzyb. W tamtym czasie zaczęły grasować ogromne niedźwiedzie. Łatwo się teraz domyślić co to było. Nie niedźwiedzie, a wilkołaki. Ale wtedy nie wiedziałem, że istnieją takie stwory. Po szkole odstawiłem plecak do domu i udałem się do lasu. Szedłem pewny siebie. Gdy jednak zbliżałem się do środka lasu coś czarnego mignęło mi za drzewami. Zatrzymałem się  i to był ogromny błąd. Coś pchnęło mnie do przodu i ugryzło. Poczułem, że się palę. Ukąsiła mnie Rose. Nie wiedziała, że to zrobiła. – wytrzeszczyłam oczy, słyszałam inną wersję. – Potem coś wielkiego odepchnęło ją i wróciło po mnie. To był wilkołak. Nie wiem jak, ale wyssał ze mnie jad. Jednak i on nie wytrzymał. Próbował rozszarpać mnie na wszystkie strony. Palenie ustało, ale pojawił się ból w brzuchu i na żebrach. Cały byłem we krwi. Rose ocknęła się, wstrzymała oddech i spojrzała na mnie. Walnęła wilkołaka i poderwała mnie, kiedy ja w najlepsze krwawiłem. Biegła długo, a ja zacząłem tracić przytomność. – przerwał – dalej musiała by ci opowiedzieć Rosalie, bo ja potem obudziłem się jako wampir. – uśmiechnął się – o tak to było fajne – spoważniał. – Ty się jednak zastanów. Chcesz zranić Edwarda czy zadowolić Jaspera? Jeśli chcesz zostać wampirem to możesz też się zabić. To będzie jednak trudne bo jesteś nieśmiertelna. – Zaczął się śmiać – Jak chcesz to możesz już wyjść stąd. – zaproponował.
- Gdzie jest wyjście?- zapytałam. Byłam pewna, że zacznie się śmiać jeszcze głośniej, ale nie.
- No tak, zapomniałem, że nie widzisz w ciemności. Chodź zaprowadzę cię. – złapał mnie za rękę i pociągnął.
- Mam jeszcze jedno pytanie. – zaczęłam
- Jakie?
- Edward słyszy tutaj twoje myśli? – skoro nikt nie może nas usłyszeć to może myśli też się nie da czytać.
- Nie. Tutaj jest za głęboko dla jego możliwości.
- Za głęboko? – to miejsce było przerażające. – Ile? – zapytałam krótko, ale Emmett i tak zrozumiał o co mi chodzi.
- 285 stóp. I wszystko to sufit. Nie ma szans, żeby ktoś podsłuchiwał. – zastanowił się – No chyba, że będzie włączona jakaś maszyna. –weszliśmy na schody i dostaliśmy się do drzwi. Wyszłam na zewnątrz lekko zdyszana. Emmett się zawahał.
- Nie idziesz? – zapytałam
- Nie, zostanę tu jeszcze trochę.
Poszłam na górę do mojego pokoju. Drzwi były już otwarte. Weszłam do środka i usiadłam na łóżku. Czegoś zaczęło mi tu brakować. Spojrzałam na szafę, szafki, półki, biurko. Przyjrzałam się biurku. Zauważyłam brak książki. Nie pamiętam jaki miała tytuł. Położyłam się na łóżku mając mętlik w głowie. Czemu Emmett opowiedział mi swoją przeszłość? Czemu przestrzega mnie przed przemianą ponownie w wampira? W mojej głowie zaczął się robić tłum głupich pytań. Czemu? Dlaczego? Po co? Aż wreszcie utworzyły się dziwne na pierwszy rzut oka pytania: Po co ktoś zabrał moją książkę? Kto to zrobił? Czemu akurat tą książkę? Postanowiłam powiedzieć Jasperowi, że jeszcze się zastanowię. Wstałam z łóżka zbyt gwałtownie i bym się przewróciła, gdyby coś twardego, zimnego i  miłego w dotyku nie złapało mnie. Edward podtrzymywał mnie. Od razu pomyślałam, że zniweczy moje plany. Bardzo cicho jęknęłam, ale Edward wszystko słyszał. Słyszał też przyśpieszone bicie mojego serca.
- Coś nie tak? – zapytał zaniepokojony.
- Nie… to znaczy tak… to znaczy…
- Po prostu powiedz co jest?
- Bo widzisz… - zastanawiałam się czy mu powiedzieć, że ktoś wziął moją książkę, czy zostawiłam ja gdzie indziej. Postanowiłam zapytać – Brałeś moją książkę, która leżała na biurku?
- Nie. Ktoś tu był? Bello powiedz.
- Nie. Pewnie gdzieś ją zostawiłam. Pójdę jej poszukać. – przyglądał mi się uważnie, ale mnie puścił. Tak myślałam sobie, że pewnie będzie jeszcze na mnie patrzeć jak wychodzę z pokoju. Dlatego szybko opuściłam pokój. Wyszłam na zewnątrz, myśląc, że tam spotkam Jaspera. Zwykle o tej porze chodzi na polowania. Stanęłam i rozmyślałam. Edward na pewno będzie za mną chodził. Rozejrzałam się jak spiskowiec. I tak się czułam – jak okrutny spiskowiec. Nie lubię okłamywać Edwarda. Zauważyłam Jaspera natomiast Edwarda nigdzie nie było. Podbiegłam do Jaspera.
- Jasper!
- Tak?
- Wiesz, ja chyba jednak nie chcę zostać wampirem. – posłuchałam Emmetta. Wolę wybrać Edwarda, który chce mojego dobra niż Jaspera, który chce mojej śmierci.


Cześć Goście

Imię: Natsuana
Drugie imię: Emilly
Nazwisko: Sweethair
Rasa: Elf
Data urodzenia: 13.10.1992
Adres: Willa Anasty - ulica Arkadii 2
Prace: Prezydent miasta, Nauczycielka szkoły, Nauczycielka szkoły magii i czarodziejstwa, Nauczycielka szkoły projektowania mody,projektantka mody, tancerka, pisarka, nauczycielka szkoły plastycznej, nauczycielka szkoły muzycznej, Aktorka, Weterynarz, Detektyw
Dzieci: Lola, Amaryl
Rangi:
Mój profil:>klik<
Znajomi: Kate, Ania, Edek, Rose, Chelsea, Rosalie, Ginny, Yumi
http://www.glitery.pl/polecam,adaforwzy

Offline

 

#2 2009-06-03 15:49:47

 Ania

Prezydent miasta

Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2008-09-24
Posty: 2065
Punktów :   
Imię: Ania
Drugie imię: Angelika
Nazwisko: Mayer
Wiek: 18
WWW

Re: Pełnia

Jeszcze nie czytałam


Hejka Goście!

Imię: Ania
Drugie imię: Angelika
Nazwisko: Mayer
Data urodzenia: 22.03.1992
Adres: Willa Ani - ulica Arkadii 1
Prace: Prezydent miasta, pisarka, poetka,
      tancerka, redaktorka gazetki, budowlaniec,
      architekt, lekarz, sprzedawca, reżyser, malarka,
      aktorka
Znajomi: Kate, Anasta, Edek, Jennifer, Rose, Melanie, Rosalie
Rangi: Miss kwietnia
Mój profil: >klik<


http://rockmetalshop.pl/data/banners/1184247539.gif

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.skokitrener.pun.pl www.konohagakure.pun.pl www.potokowa.pun.pl www.shamanking.pun.pl www.mfporadnik.pun.pl